Człowiek nie pozna życia dopóki nie wyściubi nosa zza korporacyjnych ścian pseudo-drapacza chmur, w którym spędza nadprogramowe godziny, i nie pozwoli sobie na małą wycieczkę po nowych trendach stolicy.
Tym razem, pośród żydowskiego klimatu Placu Grzybowskiego, z łaciatym psem, który przy kanapie strzeże swojego śpiącego właściciela, który jednocześnie jest właścicielem nowomodnej, obleganej przez młodzież z brodą knajpie, przyszło mi zasmakować w Wiśniówce Sour.
Nie jest to niczym innym jak wiśniówką z sokiem z cytryny.
Nie byłoby pewnie w tym nic dziwnego, gdyby nie geniusz tkwiący w jej prostocie. Z ciężkiego, dosyć mocnego i klejąco-słodkiego alkoholu, jakim jest wiśniówka, czyni zupełnie przyjemnego, zupełnie niezamulającego drinka na resztę wieczoru.
Dodatkowym plusem jest fakt, że każdy z nas może podać swoim gościom tego mało wyrafinowanego drinka, wzbudzając zachwyt zgromadzonych.
dobra wiśniówka to jest to, czym się powinno każde spotkanie zaczynasz. z cytryną jeszcze nie piłem, ale na pewno sposobu spróbuję. Generalnie widzę, że niektórzy do wiśniówki dodają kapkę soku bananowego i też zachwycają się tym smakiem.