No dobra, kolejny raz się poświęciłam. Mimo że jestem przeciwna wszelkim mieszaninom składającym się z piwa i soków, zakupiłam Lech Ice Diesel Beer & Cola, czyli mieszankę lagera z kolą. Jak wypadła? Z góry wiadomo, że źle. W duchu zaczęłam przeklinać, dlaczego koncerny wciskają nam takie „nowośći” zamiast naprawdę skupić się na zwiększaniu jakości tradycyjnych piw, z których potrafią tylko usuwać „zbędną goryczkę”.
Czym jest diesel? To pojęcie prosto z Niemiec na określenie napoju składającego się z piwa i koli. To ta sama rodzina, co shandy czy radlery. I mimo że naprawdę zdarzyło mi się pić piwo wymieszane ze spritem (stare dzieje), tak napój kolopodobny zwyczajnie mi nie spasował.
Gwoli doprecyzowania – piłam już piwo z colą pod nazwą Turbo Diesel zakupione gdzieś pospiesznie – do tej pory nie doczekało się recenzji z mojej strony, bo zwyczajnie nie umiem się do tego zabrać. Recenzja składałaby się z wielokrotnie powtórzonego słowa „fe”.
No dobra, co mi nie pasuje? Nie pasuje mi to, że smakuje to coś jak zwykła tania kola, do tego wygazowana i przesadnie słodka. Namiastka piwa to tylko lekka kwasota na języku. Może napój dobrze schłodzony zapewnia świetnie orzeźwienie, ale do tego nie potrzebujemy się katować takim wynalazkiem.
Piana przy przelewaniu piętrzy się jak… kola. Grube i piętrzące się bąble zaraz opadają, a my zostajemy z napojem koloru ciemnobrązowego, jaśniejszym od koli, z miedzianymi przebłyskami. I możemy je sobie tylko bezrefleksyjnie popijać, starając się nie myśleć, że to „coś” kosztuje 4,50 zł.
Tak w ogóle, po kiego grzyba kupować napój składający się z dwóch składników, które bez problemu znajdziemy w każdym sklepie i sami sobie możemy wymieszać, dowolnie dopasowując proporcje pod swój smak? Oczywiście, nie zniechęcam do kupowania Lecha Diesel – zachęcam do jego spróbowania, aby przekonać się, że naprawdę nie ma o co bić piany. Fe!
PS Okocim też poddał się trendowi i wypuścił Radlera z Colą i Limonką.